Informacja prasowa
Po sukcesie książki „Kontrahent” Magdaleny Pasternak, nadszedł czas by sprawdzić jak potoczyły się dalsze losy Marion i Micka. „Kontrahent 2” to pełna intryg, brudnych zagrywek i pożądania historia od której się nie oderwiesz! Czy jesteś gotów na dalszą, jeszcze bardziej porywającą przygodę?
Niespodziewany romans z wnukiem legendy wyścigowej, Mickiem Sauterem, zaczyna coraz bardziej komplikować motoryzacyjną karierę Marion Parnell. Marion zachęcona przez pewnego wpływowego francuskiego biznesmena, by postawić wszystko na jedną kartę, rusza w pogoń za spełnieniem marzeń i… efekty tej decyzji przerastają jej najśmielsze oczekiwania. Czy ambicja zawodowa Parnell przeważy nad kłopotliwie narastającymi uczuciami? A może okaże się, że oferowana pokusa nie jest silniejsza od zdrowego rozsądku o niebieskich oczach muśniętych szronem? Jedno jest pewne – ta wojna wymaga wielu poświęceń.
AUTORKA
Magdalena Pasternak – autorka powieści romantycznych i obyczajowych z elementami erotyki. Studentka zarządzania, pracująca jako specjalista marketingowy w branży motoryzacyjnej. Miłośniczka elegancji, fanka Formuły 1 oraz jazdy za kółkiem. Przygodę z pisaniem rozpoczęła w podstawówce, natomiast swój pisarski debiut miała w 2021 roku. Od tej pory udało się jej podbić wiele czytelniczych serc i zaostrzyć ich apetyt na znacznie więcej. Dzięki głowie oraz szufladzie pełnych pomysłów rozgrzewa się, żeby dostarczyć czytelniczej społeczności jeszcze mocniejszych wrażeń.
Poniżej fragment książki “Kontrahent 2”
Drzwi otwierają się energicznie, w przejściu staje podminowany Sauter w białej koszuli z przewieszoną przez ramię ścierką kuchenną.
– Tak? – warczy.
Ściska mnie w przełyku, a pod każdym włoskiem na skórze pojawia się kłujące mrowienie.
Spięta twarz Micka w okamgnieniu się rozluźnia.
– Śnieżynko?
Gapię się na niego bez słowa. Dosłownie wgniata mnie w ziemię. Mężczyzna przygląda mi się lekko zdezorientowany.
Wątpliwości formują się mu na czole w postaci pionowej zmarszczki.
– Hej – wydobywam z siebie po chwili wahania.
Nie czekając na zaproszenie, stawiam krok przed siebie i przyciskam usta do jego warg. Nie pytam o zgodę, biorę swoje. Całuję go zachłannie świadoma tego, jak bardzo za nim tęskniłam.
– Hej – mruczy pomiędzy moimi gorączkowymi pocałunkami, po czym łapie mnie za ramiona i odsuwa twarz. – Wszystko w porządku?
Jestem przekonana, że z boku wygląda to jeszcze żałośniej niż w moim wyobrażeniu. Mam to jednak gdzieś. Potrzebuję go. Cholernie go potrzebuję.
Patrzę na niego w uległy sposób, który zawsze przyprawia go o dreszcze. Trzymam w rękawie asa i nie zamierzam go oddawać.
– Mam cię poprosić o to, żebyś się mną zajął? – pytam bezczelnie, chociaż robię płochliwą minę. Faceci to uwielbiają. To rozbudza śpiące w nich zwierzęta.
Mick zaciska mocno zęby, z miejsca rozpoznając moje metody. Zdążył już je poznać, oj, zdążył. Unosi wyżej głowę, jakby oceniał, czy jestem warta jego uwagi. Ten jego dystans oraz opanowanie nieziemsko mnie nakręcają.
Wspaniale potrafi stwarzać pozory stoika, ale ja wiem, że w środku gotuje się w nim ogień. Za dobrze go znam, aby nabrać się na tę jego samokontrolę. Harmonia wewnętrzna i Mick Sauter? Nie, nie. To nie występuje w przyrodzie.
A swoją drogą, uwielbiam go takiego nieprzychylnego, wyniosłego. Obłędnie mnie to podnieca.
– Po to tutaj przyjechałaś? – pyta wzgardliwie.
Oblizuję niespiesznie usta, powiększając w ten sposób napięcie. Wzrok mężczyzny wędruje na moje wargi; w błękitnych tęczówkach skrzy się szron. Moja kobiecość drży pod wrażeniem tego widoku. Co tu wiele mówić? Rozpływam się przed nim jak przed jakimś bożkiem.
– Tak – odpowiadam bezwstydnie, nie zmieniając nałożonej maski.
Blondyn mocniej zaciska palce obejmujące moje ramiona i przysuwa się bliżej.
– Ostrzegam cię, że moja cierpliwość się kończy – chrypi przez zaciśnięte zęby.
– Jeszcze ją masz?
– Mam. Mam ochotę rozerwać cię na strzępy.
Na mojej twarzy pojawia się chytry uśmieszek. Trzeźwe myślenie całkowicie się wyłącza.
– Udowodnij.
– Śnieżynko… – Bierze uspokajający wdech.
– Udowodnij – powtarzam bezceremonialnie.
Sauter dosłownie przenosi mnie przez próg do środka mieszkania, po czym trzaska zamaszyście drzwiami. Podskakuję, ale absolutnie nie ze strachu. Jak już, to bardziej z podniecenia.
Zawieszam na nim swoje spojrzenie, Mick jest wyraźnie rozdrażniony.
– Prowokujesz mnie – zaczyna wyliczankę, popychając mnie na najbliższą ścianę. – Robisz rzeczy przeciwko mnie. Nie słuchasz mnie w ogóle. A później przyjeżdżasz i liczysz, że co?
Zawisa nade mną, patrząc mi prosto w oczy z wyniosłą nieprzechylnością.
– Co robię przeciwko tobie? – pytam półprzytomna.
– Współpracujesz z nim.
– Z nim?
Wiem, o kim mówi, ale chcę to usłyszeć z jego ust. Chcę usłyszeć, jak przez jego wargi przechodzi to imię z wysiłkiem równym wyciąganiu z gardła kolczastego drutu.
– Z nim – warczy.
– No dalej. – Przystępuję do ofensywy. Rzucam mu wyzwanie prosto w twarz. – Powiedz jego imię.
– Nie. – Jego oczy ciskają we mnie pioruny.
To jak woda na mój młyn.
– Dlaczego? – Zbliżam swoje usta do jego warg, ale zachowuję między nimi niewielki dystans. Zerkam na niego spod rzęs i widzę, jak gotuje się w nim krew. – Boisz się czegoś?
– Ostrzegam cię…
– Śmiało. Powiedz, że jesteś zazdrosny o Théodore’a. – Rzucam w niego tą wypowiedzią jak oszczepem. – Powiedz, że boisz się, że rozłożę przed nim nogi.
– Marion…
Moje pojawiające się w rozmowie imię zapowiada nadchodzącą w ścisłym centrum Genewy erupcję wulkanu, której skali ten kontynent jeszcze nie doświadczył.